30 listopada 2016

Zawisza Czarny, śnieg, zimno, ciastka z lemon curdem

Wczoraj Mały przyniósł ze szkoły opowieść.
- A wiesz, mamo, była kartkówka z przyrody i trzeba było podpisywać obrazki, jakie na nich jest zwierzę. I Kuba, wiesz który, napisał pod obrazkiem salamandry Zawisza Czarny zamiast salamandra plamista.

Zrobił  mi tą opowieścią dwa dni uśmiechu. No co, nazwa dwuczłonowa, mogło się dziecko pomylić.
Zresztą przyroda jest po historii.

Sama się czuję jak ta salamandra, co musi być Zawiszą. Trochę za bardzo zabiegana, zresztą widać.  Śnieg u nas, drogi błyszczą, co solą nie sypią, piaskiem tez zresztą. Dzieciaki mają frajdę,bo mamusie ciągną je sankami do szkoły. Chodniki też nieodśnieżone, można ciągnąć. W nocy mróz, niebo roziskrzone, minus dziesięć. Wracałam po 16 z pracy, już ciemno, śnieg wirował, światła latarni się skrzyły jak zimowa bajka.
Zmobilizowałam się, aby zrobić lemon curd i podjadamy naleśniki i ciastka z tym cytrynowym kremem. W kuchni powiesiłam pierwsze zimowe ozdoby pod żyrandolem, papierowe gwiazdy śniegowe. To już grudzień, to już odliczanie dni do Świąt. Tęsknię za ram pam pam pam, za dzwoneczkami, za kwiatami z mrozu na szybach.
Tulimy się w cieple, czytamy, oglądamy filmy, pijemy herbatę. Nie jestem teraz ani silna, ani dzielna, zazdroszczę śpiącym na zimę niedźwiedziom i kotu, zwiniętemu przy kaloryferze. Ale ciągle mnie cieszy ten czas, tak urokliwy, ciągle mnie bawi ślizganie się na podeszwach, gdy o mrocznym poranku po siódmej wędrujemy z małym dwa kilometry do szkoły. Widać nigdy nie wyrasta się z bycia dzieckiem zimą:)




12 listopada 2016

Pierwszy śnieg



Tak pobielał nam świat. Pierwszy śnieg spadł nagle, w nocy, cicho, cichusieńko, rano ukazując świat narnijski, obcy i uroczysty. W końcu nadeszła ta pora, którą kochała Too Tiki i którą trzeba przejść samemu i zrozumieć samemu. 

 

Może teraz zwolni kołowrotek czasu i będzie wolniej, spokojniej, ciszej? Ogród zaorany śpi pod śniegową pierzyną. W szklarni przesadzony jarmuż i pietruszka na zimę, szklarenka pod puchem. Jemy pieczone bataty z czosnkiem i rozmarynem, pijemy gorący barszcz. Teraz chce się jeść coś gorącego, wonnego, grzejącego serce. Piec pohukuje wesoło, zwozi się drzewo do piwnicy. Przed nami kilka miesięcy palenia, niestety. Tęsknię za ścianówką kaflową, może kiedyś taką sobie wybudujemy, z leżanką, by grzać się wieczorami. Dokarmiamy sikorki, wróciło znajome, kolorowe stadko.
Mały ulepił pierwszego bałwana, wytarzał się , wymoczył dokładnie. Pod kaloryferem grzeją się buty i susza spodnie narciarskie. Pełnia szczęścia. Pod szkołą rozegrała się regularna bitwa śnieżna.
Zima na wsi jest bardzo biała, w mieście tego nie widzę tak bardzo. Kto tam po chodniku ciągnie malucha na sankach...
Siedzę przy oknie, patrząc na sikorki tańcujące po gałązkach jaśminu wokół karmnika i na wróble, stroszące się jak okrągłe, pierzaste kulki. Jakoś tak spokojnie i cicho. Pora wyciągnąć "Zimę Muminków."

-Widzisz - powiedziała - tyle jest tego, co nie znajduje sobie miejsca ani latem, ani jesienią, ani na wiosnę. To wszystko, co jest nieśmiałe i zagubione. Niektóre rodzaje nocnych zwierząt i tacy, którzy nigdzie nie pasują i w których nikt nie wierzy... Trzymają się na uboczu cały rok. A potem kiedy jest spokojnie i biało i kiedy noce stają się długie, a wszyscy posnęli snem zimowym - wtedy wychodzą.





04 listopada 2016

Zapomniane cmentarze

Kończę z uczniami trzymiesięczny projekt edukacyjny, w którym wędrujemy śladami historii po kalinowych cmentarzach. Jest ich u nas cztery, każdy inny: katolicki, prawosławny, unicki i żydowski. Z uporem godnym lepszej sprawy zaganiam dzieciaki i chodzimy tam, gdzie na pozór, nic ciekawego. A przecież, to ma sens. życie buduje się z historii ludzi, a nasze miasteczko, ponad pięćsetletnie, ma tej historii tyle, ile liści napadało teraz z jesionów przed cmentarną bramą.

Na cmentarzu katolickim odkryliśmy stare jodły, które leśniczy posadził na grobie swego dziesięcioletniego syna. Kościelny opowiedział, że cała klasa była na pogrzebie. Historia druga: człowiek, który oborywał wołami cmentarz, przed postawieniem muru, świeżo po założeniu, ponoć zginął tragicznie przy wydobywaniu gliny i był pierwszym tu pochowanym. Opowiadał nam kościelny, miejscową gwarą, zaciągając z lekka, prowadząc od grobu do grobu, sam już wiekowy, snując te historie jak mgły wokół rzeki, przez którą jechaliśmy w stronę leśnego cmentarza.  Opowieści, energia wymiany opowieści, jak pisała Maria Janion, jedna z najpotężniejszych sił na świecie.
Były tam jeszcze inne opowieści, te bez słów. Opowieści rzeczy, trwalszych niż ludzie. Kamienia, metalu, rdzy, liści i deszczu. Ciszy w koronach sosen. Do zadumania.










A tu zapomniane macewy, w sosnowym lesie za miasteczkiem.