28 kwietnia 2015

Jadłam wiosnę, piłam wiosnę. I szklarnia, odsłona pierwsza.

Ogród warzywny założony, wszystko posiane, okryte agrowłókniną, może teraz padać. Szklarnia stoi, wschodzi w niej rzodkiewka i sałata, pomidory nadal udają przyczajone tygrysy i ukryte smoki na parapetach. Co tam majówki z modnymi gadżetami, mamy zsiadłe mleko, ziemniaczki z koperkiem, przyjemnie ściągnąć gumowce i na boso pochodzić po trawie, albo wyciągnąć się w słońcu.

Szklarnia wiejsko - polsko - angielska w fazie prawie ukończonej wygląda tak:





Zostały obróbki blachowe, wstawienie szyby w drzwi, drobne wykończenia. Fundament z bloczków betonowych, na to ceglany murek, konstrukcja świerkowa by Miły, zamiast szkła ekonomiczniejszy choć mniej wiktoriański plastik. Posiałam wokoło aksamitki i posadziłam róże, zasiałam trawę. Teraz czekamy na deszcz:)
Więcej zdjęć szklarni wrzucę, jak zgram, promienieję szczęściem, bo w końcu mam miejsce na pomidory i oberżynę, i paprykę i bazylie, posiałam nawet arbuza w przypływie zuchwalstwa. Rozmiar szklarenki 5x3.
Ganek będzie miał po bokach po trzy półki, razem sześć, na ustrojstwo ogrodnicze, doniczki z rozsadą itp.

Duży studiuje aktualnie Kartezjusza i fraktale, Mały nadal astronomię z porywami na jaskinie, Średni czeka na weekend majowy z utęsknieniem. Rabarbar rośnie, ziele dla królików za darmo i w oszałamiającej ilości, rozkwitł migdałek i prawie wszystkie tulipany.  Najchętniej siedziałabym na dworze cały czas, tak więc wybaczcie znikomą obecność na blogu.
Wczoraj po znojnym dniu ległam na leżakowym fotelu, wyciągniętym na trawnik, od kwitnących drzew szła fala takiego zapachu, że czułam się jak w Narnii, otoczona przez driady. Piłam wiosnę i jadłam wiosnę, nurzałam się w wiośnie i cokolwiek jeszcze przede mną, to ta chwila pozwoliła mi naładować się energią zieleni na dobre. Pozdrawiam wszystkich zielono, słonecznie i wiosennie.


Zapraszam też do pochwały ogrodnika, nie chciałam dublować postów, więc coś do czytania jest TU.

24 kwietnia 2015

Pytają mnie!

Z malowanych marzeń dostałam podstępne pytania. Cienka jestem w wywiadach, ale spróbuję, tak w ramach przerwy międzyogrodowej. Z góry zaznaczam, że zwyczajna ze mnie persona, fajerwerków się nie spodziewać;)

1. Jak najbardziej lubisz spędzać wolny czas?

Robiąc to, co mi sprawia przyjemność. A ponieważ wiele rzeczy mi sprawia przyjemność, więc w tym odpowiedziowym worku mieści się i praca w ogrodzie, i spacery po lesie czy okolicznych łąkach, czytanie, pisanie, malowanie, mili goście,  robienie smacznego jedzenia, nic nie robienie, robienie stu rzeczy naraz...

2. Dlaczego piszesz bloga o tym o czym piszesz?

Chciałam początkowo chwytać chwile z dorastania moich dzieci, zaczęłam bloga pisać po urodzeniu Małego, a Średni i Duży byli wtedy w fazie przezabawnych dialogów i domowych scenek. Z czasem zrobiło się prawdziwe silva rerum, zaczęłam wrzucać do bloga domowe opowieści, ogród, poezję, kulinaria, własne wiersze, obrazki, bieżące zdjęcia, inwentaryzować mijający czas. Blog zatem nie należy do jakiejś jednej kategorii a zarazem należy do wielu naraz, jest po prostu takim strumieniem z kalinowego życia.

3. Czy bardziej jesteś rozważna czy romantyczna?

Lubię obie w sobie.

4. Co jest dla Ciebie najważniejsze w życiu.

A, jedno z tych pytań. Takich, na które straszliwie trudno odpowiedzieć, bo nie są rodzajem zerojedynkowego wyboru. Wiele spraw jest dla mnie ważnych,  nie chciałabym odpowiadać hasłami, a tak wyjdzie. Na pewno życie w harmonii z tym, jak pragnę żyć i z tym, jak mogę. Bliskość Boga, wyrażająca się przez  spokojne, bogate wewnętrznie i głębokie życie. Rodzina, dom, bliskość natury, poznawanie świata, pasje, pogoda ducha. Nie chcę się starzeć jako zgryźliwy, smutny człowiek. Bardzo wiele mnie boli w świecie, ale to nie zmienia faktu, że odbieram życie  jako niesamowicie piękny dar. Nie wiem, czy wyczerpałam pytanie:)

5. Czy postrzegasz siebie jako część Natury? Jeśli tak, to w jaki sposób to pojmujesz?

 Mam wielki podziw i szacunek do natury i poczucie, że mam wiele do nauczenia się. W materii nawet nie przyjaznego, a zwyczajnie nie szkodzącego jej bycia obok. Mam szczęście mieszkać w otulinie Puszczy Białowieskiej, w przepięknym i stosunkowo czystym, nie zrujnowanym miejscu. Ale i tu muszę chodzić po swoim lesie z workiem i zbierać śmieci, szukając grzybów znajduję sedes i pampersy, a brzegi strumienia na sąsiedniej ulicy sąsiad traktuje rundapem, żeby mu ziele nie rosło. Co ja mogę? Edukować własne dzieci i uczyć je szacunku, rozwagi, nie przeszkadzania temu wspaniałemu bożemu dziełu. A potem edukować cudze. Z dorosłymi o wiele, o wiele trudniej...

6. Co najbardziej cenisz w ludziach?

Dobroć. Szlachetność charakteru. Wyrozumiałość. Ciepło.

7. Czy lubisz marzyć, czy wolisz jasno określać cele?

I to, i to. Mam całe łodzie marzeń, a zarazem wiem, że jutro np siejemy, olej się skończył i trzeba ugotować pomidorową na sobotę. Jestem przyziemna i podniebna:)


8. Zdradź swoją jedną słabostkę.

Zdradzę aż kilka, mam ich mnóstwo!
- truskawki ze śmietaną i czereśnie
- filiżanki w różyczki
- książki o pannie Marple, Pratchett, Winnetou i Błękitny Zamek, ale to już wiecie.
- film Jima Hensona "Labirynt", Willow, Niekończąca się opowieść i Wszystkie poranki świata
- wiersze XIX wiecznych poetów angielskich
- obrazy prerafaelitów
- herbata z mlekiem
- czytanie przy lampce nocnej
- fiołki, koperek i brzozowe miotły
- wełniane skarpety, fartuszki z falbankami
- piosenki mruczankowe, zwłaszcza Nat King Col, Bing Crosby i Sinatra. Oraz musicale:)


Mam nadzieję, że nie zanudziłam i zarazem zaspokoiłam ciekawość Ewy:)


23 kwietnia 2015

Okruchy raju


Wystarczyły dwa ciepłe dni i drzewa rozkwitły. I oto jest, czas cudów, nasze wiejskie hanami,  kiedy czujemy się tak, jakbyśmy dotykali okruchów raju.  Rzucam  kilka razy na dzień pracę, wybiegam na drogę, za którą na ugorach i zarośniętych polach  dzieją się cuda. Jak zakochany bohater z książek Makuszyńskiego, któremu niebo spadło na biedną łepetynę, mam swoje własne kwiatowstąpienie i nie posiadam się z radości. Duży przyleciał z uczelni na skrzydłach i też ruszył z aparatem między drzewa i  zdziczałe porzeczki, by chwytać najcudowniejsze chwile. Carpe diem. Trwaj, chwilo, jeszcze i jeszcze:)





Jakub Deml niżej dla was, ten fragment właśnie teraz brzmi tak, jak powinien.





Siostrzyczko, siostrzyczko...coś sobie przypomniałem...

- Co, braciszku?
Parę pięknych rzeczy.
- Jakich rzeczy, braciszku?
Dwoje świateł, które widziałem w nocy.
- Jakie one były, braciszku?
Jak dwie latarnie u Bożego Grobu.
- Była w nich cisza, braciszku?
Taka, siostrzyczko, jak owego dnia, gdy Bóg stworzył rośliny.
- Na co patrzysz, braciszku? Czego szukasz?
Patrzę, czy jest gdzieś odrobina ciemności, siostrzyczko.
- Na co ci jej trzeba, braciszku?
Nie mogę jej sobie przypomnieć.
- Ciemności, braciszku?
Ciemności, siostrzyczko.
I - ach, siostrzyczko -
- Co tobie, braciszku?
Proszę, podeprzyj mnie, siostrzyczko...
- Co ci się stało, braciszku?
Widziałem raj, siostrzyczko(...)
Widziałem jak jabłoń wyszła z Bożej ręki... zwarta powłoka kwiatów
- och, mocniej, podeprzyj mnie mocniej siostrzyczko
- ach, ach, proszę, mocniej podeprzyj mnie...
- Ty płaczesz??!
Ach, Boże mój! Boże mój!! Boże mój!!!
- Braciszku...!

22 kwietnia 2015

Mały i astronomia oraz widoki wiosenne

 

- Prawda, mamo, jaki mamy przyjemny Układ Słoneczny? - oznajmił Mały, pakując się do spania.
- Uhm - mruknęłam, kryjąc uśmiech - Bardzo przytulny.
- Nie chciałbym mieszkać na innej planecie, chcę być jak najdłużej na Ziemi!
Układał się chwilę, mościł, po czym dodał z namysłem:
- Wiesz, mamo? Chyba będę kiedyś astronomem!
Po czym zawinął się z zadowoleniem w kołdrę i po chwili już chrapał.

 

Podzielam astronomiczno - przyjemnościowe poglądy Małego. Bardzo przyjemny ten nasz  Układ Słoneczny. Wczoraj Księżyc musnął się z Aldebaranem. Droga Mleczna nad brzozami piękna. Wschód Słońca bajkowy. Coraz cieplej, niebo błękitnieje. Obłoki. Przymrozki. Nad horyzontem Wenus, a może to stacja kosmiczna? Ale świeci jak diament, wpięty w szal poranka.
A astronomiczne zainteresowania Małego weszły w fazę, gdzie staje się niezbędny teleskop. Ogląda  filmiki Darka Hoffmana, z cyklu Sci Fun, domaga się wyjaśnień jaka jest różnica między czerwonym olbrzymem i białym karłem, oblicza lata świetlne...
Lubię te chłopięce odrapane kolana, marzenia, plany, kim będę, pytania, swawole po ugorach, powroty do domu, zabawy z psem sąsiadów, śmiech.
Mirabelki rozkwitły. Tydzień później niż rok temu, ale już mamy swoje wiejskie hanami, bo pąki na migdałku lada dzień też wybuchną różową supernovą, a w kolejce już wiśnie, grusze, śliwy i jabłonie. A potem bzy i jaśmin.




Hiacyntów nigdy dość. A ogród teraz wygląda tak:





Z wieści ogrodowych: mamy dwie rodziny szpaków i jedną wróbli. Wróble nad oknem spiżarni, szpaki nad salonem, a druga szpacza familia  ma gniazdko w przybudówce nad garażem. Rano rozgwar nieziemski, gdy wychodzę nakarmić króliki. A propos królików - jasnota purpurowa jest ich przysmakiem, działa wykrztuśnie i moczopędnie. Lubią też babkę, bratki i fiołki. Ale fiołki są dla mnie, właśnie zakwitły, nie podzielę się, wysuszę wszystkie. Tylko niech Duży je obfotografuje.


20 kwietnia 2015

Wiosenna kuchnia Kaliny


Od lewej.

Czosnek niedźwiedzi. Został zjedzony jako dodatek do twarożku, jajecznicy i pasztetu z grochu.
Rzodkiewka i szczypiorek - jak najbardziej twarogowo. Na własnym upieczonym chlebie z masłem.
Kwiaty forsycji. TU na przykład cudny koktail wiosenny z żółciutkim wkładem.
Jasnota purpurowa, bardzo podobna do kurdybanka, ale większa. TU w Dolinie ziół piszą, co z niej można zrobić.
Ostatnia, meliska - oczywiście, do dzbanka z wodą i cytryną, imbirem i miodem.

Tak nam forsycje kwitną, wesołym szpalerem.


Mimo chłodu wiosna robi swoje, po cichu, ale wytrwale. Jego książęca mość hiacynt z towarzystwem. Bardzo barokowe są hiacynty, dużo mają tych falbanek, zdobień, i ten kolor, i ten zapach, prosto z buduaru wiosny... Ale prawie nie mają teraz konkurencji, sierotki stokrotki i braciszkowie bratki to tylko tło dla nich:)


Z lekkim sercem  zaszedłem do lasu w dolinie.
A była to pora hiacyntów
i nagle piękność jak wonna tkanina
spadła na mnie. 

T.Hulme


Szklarniowe prace wydłużają się, ale już bliżej niż dalej. Za to w ramach rekompensaty wiosenna kuchnia, z zapachem melisy, świeżego chleba,  i masą dobrych energii.



18 kwietnia 2015

Żubry, śnieg kwietniowy i ciasto wegańskie prawie bezglutenowe. I okruchy poezji.

Pojechaliśmy dzisiaj do miasta, dwadzieścia kilometrów dalej, droga malowniczo obrzeżami lasu. Śnieg przysypał zawilce, trochę smutno, ale topił się szybko, nie na tyle jednak, by nie być pięknym kontrastem dla czwórki filozoficznych żubrów. Stały sobie przy drodze, podskubując zaśnieżoną oziminę na polu, kiedy wracaliśmy godzinę później, zastaliśmy je w tym samym miejscu, filozofowie nie ruszyli się o kopyto. Widać nie byli to perypatetycy:)
Śnieg pada, zasypuje i wytapia się, bo zaraz po nim w kolejce czekał deszcz i grad.
Surrealistyczne pierwsze rozkwitłe żonkile w zmrożonej bieli, bociany na gniazdach, ametystowe pierwiosnki.
Mały był na urodzinach u koleżanki, reszta potomstwa tkwiła w ciepłym domu, a kotki siłą nie wypchnąć. Szklarenka nie dokończona - nieustanne opady i wiatr odkładają prace na potem. Zresztą, w temperaturze minus jeden sianie nie bardzo ma sens. Na urodziny Elfa popełniłam ciasto-tort wegański prawie bezglutenowy.

Spód:

          1,5  szklanki mąki owsianej, 0,5 szklanki kukurydzianej
·      szklanka cukru ( użyłam pudru)
·      2 łyżeczki proszku do pieczenia
·      szczypta soli
·      torebka cukru waniliowego
·      ½ szklanki oleju roślinnego
·      szklanka mleka sojowego z rozpuszczoną w niej    łyżeczką sody - można dać więcej mleka, jak ciasto jest zbyt gęste
·      2 łyżki soku z cytryny
 
Upieczone ciasto pokruszyłam jak herbatniki, wymieszałam z rozpuszczoną tabliczką mocno gorzkiej czekolady 70%, na to krem:
 
Krem:
 
paczka wiórek kokosowych zblendowana ze szklanką mleka sojowego, zagotowana i zagęszczona mąką ziemniaczaną, dosłodzona do smaku. Po wystygnięciu wylałam na spód, którym wylepiłam tortownicę
Na to brzoskwinie z puszki, rozdrobnione
Na to pokruszone ciasto  a la kopiec kreta


Jak śnieg stopnieje  chcę nazrywać młodej pokrzywy, do wyciśnięcia soku, ma dużo żelaza. I kurdybanka do wiosennego masełka z czosnkiem niedźwiedzim. Muszę znaleźć w sobie siłę, bo czy będzie ciepło, czy zimno, wiosna mi minie, więc czapka, sweter, kurtka, duszohrejka i w pole. Szczaw na łące już powoli nadaje się na pierwszą zupę szczawiową z młodych listków. 
W poniedziałek mój czwarty tomik wierszy idzie do składu, tym razem będzie wyjątkowy, bo pisany wspólnie ze Średnim, wydany w serii świętojańskiej poetyckiej naszej Książnicy. Dla was jedna z moich ilustracji do niego i fragmencik otwierający:


Nie umiem słów układać obok siebie,
umiem je splatać,
jak trawy korzenie splatają nad strumieniem,
między firletkami, chudą pokrzywą i szarym łopianem,
gdzie na kolanach odrapanych brodę
kładłam i siedząc na spróchniałym moście
szukałam w wodzie zbyt prędkiej odbicia(...)

Z krainy żubrów pozdrawia was
 
Kalina 
 
 Ps. Niestety, aparatu nie miałam, więc dla klimatu żubrowe zdjęcie stąd, polecam, bo pięknie Pan Jan fotografuje:

 

15 kwietnia 2015

O niecnym procederze myszy polnych, ciągle spóźnionej wiośnie i sprawach różnych, jak zawsze.





Policzki mnie palą od wiatru - wieje od tygodnia prawie, zimnawo, z nutą jakiejś islandzkiej nostalgii, jakby wiatr poocierał się o lodowce i niczym zziębnięty, mruczący kot przywędrował do nas ze stadem szarych chmur. Pędzą te chmury nieustannie, sypiąc czasem gradem, częściej deszczem, pusząc się nisko.
Nie obrażam się na pogodę, mój Dziadziuś mawiał, że nie ma złej pogody. Deszcz jest potrzebny oziminie, ogrodom, a co do chłodu to w takiej na przykład Islandii jest zimniej w kwietniu. Ubieramy się ciepło, wspieram Miłego duchowo przy skręcaniu konstrukcji szklarenki, drepcząc obok w dwóch swetrach, kurtce, czapce i kapturze na niej. 

Przyroda powoli robi swoje - trawy rosną, kurdybanki kwitną, fiołki jeszcze nie, ale migdałek już pączki różem maluje. Wieczory są smakowite, przez uchylone okno słychać drozdy, przyjemnie odpoczywać po ciężkiej pracy i utupaniu sie po całym dniu.

Dostałam pierwszą recenzję Mokraczka- bardzo pozytywna, ciepła. W dodatku recenzent odkrył fakt przeze mnie zupełnie niespostrzeżony, że stworzenia mięsożerne to u mnie elementy przestępcze!
-  ale, ale, nie tylko one! Cytuję mego kochanego Profesora recenzującego:

"Niecny proceder uprawiają też niewinne z pozoru myszy polne. Otóż szelmy owe prowadzą oberżę, a zatrzymujących się w niej wędrowców usypiają, okradają i oddają mrówkom na pożarcie."

Uśmiechałam się wielokrotnie, czytając. Serdecznie Profesorowi dziękuję, zwłaszcza za wiarę w autorkę i za poczucie humoru.

Co poza tym? Doba jest za krótka. Jak zawsze, mam dużo chęci działania, ale sił i możliwości mniej. Trzeba by zrywać kurdybanek, pikować sałatę, zrywać pączki do wiosennych szejków, pokrzywa młodziutka aż rwie się do rwania, trzeba pielić, kopać, nawozić, strzyc, ale i innych spraw mnogość. Po urodzinach Dużego zbliżają się urodziny Elfa, czeka Zarzecze, zaniedbałam malowanie ilustracji, nie nadążam z domowymi pracami - ale na szczęście pomaga mi już teściowa, która uzupełniła naszą domową familię swoją ciepłą i serdeczną osobą wróciwszy zza wielkiej wody.
Dajemy radę.

Jeśli ktoś jest w posiadaniu wypróbowanego przepisu na wegetariańskie danie, które może pojawić się na wegetariańskim weselu, bardzo proszę o link:) Zaczynam zastanawiać się nad menu, bo to już za trzy miesiące, a gotować będziemy sami:) Coś wyglądającego efektownie, smakowitego i nietrudnego.

Pozdrawiam wiosennie spod ciepłego koca, zaglądajcie, zawsze czekam na odwiedziny. Szklarenkę mam nadzieję pokazać jeszcze przed niedzielą.


Wasza spóźniona jako ta wiosna
 Kalina

14 kwietnia 2015

Wiosna wzdłuż oraz wszerz





Wieści mam takie, żeśmy dwie wielkanoce przeświętowali, jak to na Kresach, na ogół jest zimnawo, żadne drzewo nie kwitnie a rok temu i owszem. Nawet śliwki, nawet mirabelki, nawet ałycze śpią z pączkami. Tylko forsycja szaleje i żółto  w ogrodzie. Za to wynagradzam sobie kolorami wiosennych kwiatów i nie mogę się napatrzeć na pierwiosnki, krokusy i stokrotki.  I mama Miłego wróciła z dwuletnich wojaży, więc jesteśmy w komplecie wiosennym:)




Jak na zdjęciu widać, tulipany ledwie ledwie nad ziemią.  Liliowce też leczą rany po przymrozkach.


Dobra nowina jest też taka, że od kilku dni powstaje nibyszklarnia w stylu angielsko - polskim, już jest fundament i rośnie ceglany murek. Kolejne etapy Duży fotografuje i pokażę gdy wszystko stanie na miejscu. Marzyłam o tym długo. Ceglany fundamencik, dwie pnące róże przed gankiem, ganek na to, by wiadro postawić czy szpadelek. Półki na narzędzia i doniczki. Zioła. Miły pracuje intensywnie, ja doglądam zachwycona. Nie będzie szklana, ale plastikowa póki co, ale na pomidorki i paprykę miejsce jak znalazł. Do napisania wkrótce, pozdrawiam mrucząc piosenkę starszych panów:

Bo wiosna!
Bo znów wiosna!
Srebrne kotki u wierzb
Siadasz, marzysz i jesz.
Radość, radość dla rzesz
Wiosna wzdłuż oraz wszerz

06 kwietnia 2015

Imponderabilia

Znowu wychodzę z mamcinego domu z ciastem na talerzu, który to talerz solennie obiecuję sobie oddać zaraz po spożyciu czeskiego placka, sernika i mazurka. Ale pewnie jak poprzednie dołączy do wesołej gromady moich talerzy nie od pary, bo zapomnę, a potem będę się zastanawiać, skąd ja mam ten unikatowy egzemplarz z duraleksu.

Chciałabym mieć wszystkie talerze z tej pięknej, wiktoriańskiej serii porcelany, ale niestety, niestety.
No owszem, świąteczny serwis jest, ale tylko na sześć osób. Na co dzień jest nas więcej, a co dopiero z gośćmi. Więc ratuję się mieszaniem, nawet z nutką awangardy: różowe w kwiatki, a potem zielone i białe. Sztućce też nie od pary. O kubkach nie wspomnę, picie z kubka w bałwanki w maju lub z logo starbucks zdarza się nam w domu namiętnie:)

Święta rodzinne.
W domu mamy, z obowiązkową sałatką jarzynową, czeskim plackiem i deserkiem z truskawkami. I te rozmowy. Prawo Godwina działa, o holocauście mówimy już w dziesiątej minucie, między wspomnieniami z dzieciństwa (a pamiętasz tę zasłonę w drzwiach), a historią o przerwanych studiach taty, cygańskim taborze pod cerkwią i  polityce na Bałkanach. Dzieci oblewają się wodą z plastikowych pistoletów, mała Adusia gaworzy, kotka siedzi na parapecie, pachnie kawa, każdy dostaje wołoczebne, czekoladę i jajko.

Przychodzi chmura, znowu pada. Ale mogło być gorzej, mógł być śnieg. Rozmawiamy o szkole
 (trzy nauczycielki w rodzinie), o edukacji w Finlandii, o liczbach nieskończonych, o ruinach pałacu w Henrykowie, o kościele w Jałówce. O tym, co nam zabrali Szwedzi, o spacerze przez las, o zawilcach, przepisie na pasztet i przebudowie garderoby. Zwykłe sprawy, dolać jeszcze herbaty? 
Kiedyś turlaliśmy jajka, dzisiaj wspominamy, kogo z naszej klasy już nie ma.
A pamiętasz, jak?
Widziałam wczoraj Kaśkę, nigdy bym jej nie poznała...

Homo narrativus, tym jesteśmy. Opowiadamy nasze historie, splatamy je w krąg zrozumienia, nomadzi przy ognisku rodzinnego ciepła.
Tyle mamy wspólnego. Te same bukszpany mijałyśmy pędem na opalonych nogach, na te same wiśnie wspinałyśmy się z siostrami.
To ciasto to z przepisu babci. Mamo, kochana,  ale posiwiałaś... Patrz, noszę łańcuszek od ciebie. Masz synku dwadzieścia złotych. Przytul babcię. Ciasto na drogę, pa!

I znowu wychodzę z mamcinego domu z ciastem na talerzu, który ostrożnie i z czułością schowam między moje wszystkie kochane, niepasujące imponderabilia.
Jabłoń przed domem babci już wycięta, ale mała jabłonka, którą posadziliśmy u nas dwa lata temu już puszcza pączki.


01 kwietnia 2015

O porankach i radości Wielkanocy

Lubię ranki, kiedy mogę sobie pozwolić na nieśpieszne wałęsanie się w wełnianych skarpetach - w piecu jeszcze nie rozpalone. Kawa jest Szecherezadą takiego szarego półmroku, z chmurami nawiśniętymi jak brwi nadąsanego nieba. Kubek wcale nie z najnowszej kolekcji optymistycznych, wiosennych kubków, zdaje się, że trochę poobijany, w bałwanki, złapałam pierwszy lepszy. Ale daje rady, jest pojemny, mieści nawet uśmiechy, rzucane sobie między porannymi żartami nie najwyższych lotów.

Mały śpi, błogo pacyfistyczny - ma dzisiaj wolne, egzaminy w klasach szóstych. Średni poszwendał się do szkoły z boleściwą miną, nie omieszkując zaznaczyć, że wolałby zostać w domu. Duży ma jeszcze gorzej - o ósmej studenci socjologii mają wf ze studentami filozofii. Musi 40 km na ten wf dojechać. Moim zdaniem, uczelnia ma bardzo rozsądne podejście do twórczych poranków - takie filozoficzne dociekania między rzutem karnym a wolnym, pompkami i rozgrzewką, okraszone socjologiczną dysputą o funkcji eksplanacyjnej a dyskryptywnej o charakterze ontologicznym... mrrr. Samo dobro.

Mokraczek wydrukowany w dwóch egzemplarzach, na papierze, z ilustracjami, poleci dzisiaj do recenzji. Czułam wzruszenie, trzymając w rękach ciężkie strony. Zaczęłam pisać dwadzieścia lat temu, gdy urodził się Duży, a Średniego i Małego nie było jeszcze na planecie.
Nie jestem dzisiaj wymagająca wobec siebie, będę trochę prasować, bo mam Kilimandżaro prasowania, trochę prać, odwiedzę pocztę, zrobimy Małemu bilans w ośrodku, ugotuję coś dobrego i upiekę muffinki czekoladowo - bananowe.

Jest pierwszy kwietnia, na podjeździe kałuże. Nie mam posprzątane przed Świętami, dekoracji prawie nic, tylko kilka ukochanych zeszłorocznych wydmuszek i śliczności od Kasiorki. Nie martwię się wcale, upiekę sobie serniki i mazurki pewnie w piątek, a resztę da się zrobić. Okna umył mi deszcz,  cieszę się na wolne dni z dziećmi i Miłym, poranne wałęsanie się i więcej czasu. Czego jeszcze trzeba? Kiedyś dostałam pocztówkę z  życzeniami, żeby nigdy trudności i smutki nie pozwoliły mi zapomnieć o radości Zmartwychwstania. Wszystkim tej radości z okazji zbliżających się Świąt życzę, odezwę się w przyszłym tygodniu:)