30 listopada 2014

Post zawiera lokowanie produktów! Czyli o regale puszcza i walonkach.



- Nie mogę ot tak wyrzucić tych mebli - powiedziała Mama bezradnie, gdy siedziałyśmy w jej pokoju, patrząc na stary regał "puszcza" - Wiesz, jak trudno było je kupić kiedyś?

Wiedziałam. Pamiętam, jak się kiedyś zdobywało takie rarytasy. Nie szło się do sklepu, by grymasić w ofercie. Meble przywiózł wujek. Po płaszcz ortalionowy dla mojej siostry Mama musiała jechać do Łodzi. Pianino "Belarus" kupiliśmy w pawilonie z butami i całą resztą, jakim cudem ten jeden egzemplarz pianina trafił akurat do naszego gminnego pawilonu te dwadzieścia parę lat temu, do dzisiaj nie wiem. Pluszowe zasłony mężowa mama wystała w całonocnej kolejce, choć nie wiedzieli za czym stoją i co przywiozą. Dali akurat zasłony, to wzięła, wszyscy brali. Pamiętam buty do szkoły - za duże o dwa numery, innych rozmiarów nie było. Czubki wypychałam watą. Pamiętam pomarańcze, o których mówiono w telewizji, pomarańcze już płyną do Polski! Będą na święta. W paczce pod choinką każdy miał jedną pomarańczę i wyrób czekoladopodobny. Pamiętam dary z Ameryki, pomarańczowy, bardzo serowo pachnący ser, słone masło i inne rarytasy. Chałwę i kamyczki z Turcji. Pamiętam skrzący się śnieg i radosne kolędowanie kiedyś w walonkach - kto pamięta takie obuwie, wysoce oryginalne i cieplutkie? I pamiętam skromne wigilie, farby z Czechosłowacji w paczce, najlepszy prezent świata, pamiętam, jak zbiłam mamie kryształ i schowałam się pod stołem, płacząc, pamiętam starą szkołę, lekcje przy kaflowych piecach, ławki z dziurą na kałamarz. Walonki zimą. Walonki! Każda z nastolatek dzisiaj prędzej by zakopała się pod ziemię niż włożyła walonki. Myśmy nosili - nie było nic innego.
A piszę to, bo wzięła mnie nostalgia. Teraz wszystko jest! Absolutnie wszystko! Przeglądam internetowe strony i blogi, pełne lokowanych produktów - cudowne, piękne, kosztowne dzbanuszki firmy X, skandynawskie wzory firmy Y, świąteczne, subtelne  dekoracje, wysmakowane prezenty, nastroje, klimaty, sugerujące, nalegające, nakłaniające, uświadamiające, że tak, poczujemy ten zimowy nastrój, właśnie wtedy, gdy udekorujemy, zakupimy, będziemy posiadać...
A to nieprawda. Zwyczajna nieprawda. 
Siedziałyśmy w maminym pokoiku, z westchnieniem przyglądając się bardzo nietrendowej puszczy, na której w zgodzie tuliły się do siebie kryształy, serwis, zakupiony przez Tatę w geesie, zdjęcia wnuków w ramkach, każdej innej, chińska lampka, kwiaty z rogu, wszystko wydawało się patrzeć na nas z nadzieją - nie wyrzućcie nas, może nie jesteśmy z tej epoki, ale byłyśmy ważne! Ważni! Zdobyto nas w pocie i znoju, systemem znajomości i koneksji, wydobyto spod lady, przywieziono z Turcji czy Węgier, zrozumcie!
Nie są dzisiaj winne niczemu skandynawskie dzbanuszki, nastroje i wzory, tak jak niewinne były niczemu puszcze, walonki i białe relaksy. Koło czasu obróciło się i obróci jeszcze  nie raz, nastąpi zmiana dekoracji, ale zielone, świerkowe gałązki pachną tak samo, czy wisi na nich kryształowa bombka czy rączką synka namalowany, zarumieniony z zażenowania aniołek. Tak samo wesoło zjeżdża się z górki, czy na tornistrze, czy w emaliowanej miednicy, czy na własnym siedzeniu, czy na modnych sankach. W sportowych, oddychających, turystycznych traperach czy w filcowych walonkach.  I rozumiem, tak bardzo rozumiem, czemu Mama nie wyrzuci "puszczy", by zamienić ją na meble z Ikei.


29 listopada 2014

Domowe odgłosy

- Jak ja lubię, mamo, obudzić się i słyszeć takie domowe odgłosy - oznajmił mi rano Mały, przydreptując do kuchni na bosaka, z wyrazem twarzy tak zaspanym i szczęśliwym, jak to możliwe tylko w sobotę.
A w kuchni domowe odgłosy dzwoniły już od ósmej, gotował się seler na pasztet i kotlety, piekł biszkopt, powarkiwał mikser,  czajnik zawadiaka pogwizdywał wesoło, kuchenny podrywacz zarumienionych filiżanek...
Wczoraj Miły przywiózł dziesięciokilowy worek karmy dla ptaków, wieczorem napełniliśmy karmnik i oto poranny efekt, zdjęcie zrobił Duży, też wywabiony  chyba domowymi odgłosami.


W zasadzie odbywała się tam regularna bójka między bandą wróbli a gangiem sikorek, przy czym strategia wróbli polegała na zaanektowaniu karmnika i regularnym łomotaniu ziarna, a sikorki stosowały naloty powietrzne.
Do wypchnięcia kotki na dwór trzeba było użyć perswazji oburęcznej i dodatkowo kolana, minus osiem przed dziewiątą rano nie zachęcało widać do zimowych rekreacji.
Ale w domu pachną jabłka na szarlotkę, domowe odgłosy produkuje teraz pan, co na imię ma Młynek a nazwisko Kawowy.
Dziękuję za ciepłe komentarze pod poprzednim postem - z tej radości wczoraj popełniłam jasełkowy obrazek, który pokażę, gdy zeskanuję:) A teraz wracam do kuchni celebrować ostatnią sobotę listopada.  Następna taka dopiero za rok!

28 listopada 2014

Mama rysuje



Jest coś słodkiego?




- Mały, chcesz robić ze mną ciastka? - wołam. Z góry dochodzi ostrożne pytanie:
- A coś się stanie, jak nie będę chciał?
- Nie, zrobię sama! - uśmiecham się z tej jego delikatności. Jak byliśmy w sklepie i proponowałam mu, że może wybrać, co chce, to tak samo ostrożnie pytał: a co mogę chcieć?
A pytanie: czy jest coś słodkiego, zna chyba każda mama, zwłaszcza w zimowo - jesienny czas, gdy serotoniny brak, kakao chłopcy piją dzbanami i w desperacji wyjadają twarde daktyle.

Ciastka na szybko robi się tak:

- trzy szklanki mąki, łyżeczka proszku do pieczenia, 3/4 szklanki cukru, dwa całe jajka, jogurtu tyle, żeby ciasto było zwięzłe i całe masło/margaryna starte na tarce na zimno. Dodatki opcjonalne, ja dałam aromat migdałowy, a ciastka smarowałam jajkiem i posypywałam cukrem różanym, cukrem z cynamonem, pestkami i rodzynkami. Te pięknie opakowane ciastka pojadą do Ciociuni, te luzem zostaną pożarte w domu.



Z innych słodkości na szybko:

- muffinki zawsze i wszędzie (mamo, mówi się ten muffinek czy ta muffinka?)
- płatkowce dla bardzo zdesperowanych, owsiane płatki  z masłem, cukrem i mlekiem oraz kakao
- stary dobry blok czekoladowy z mlekiem w proszku, taki robiła moja mama w czasach bez słodyczy
- domowe krówki
- zupa Nic, żółtko w gotującym się mleku na słodko i ubita piana, takie niby chmurki w tym pływające.
- budyń
- jak już nic nie ma, kakao...
- jak nie ma kakao, to koniec świata:)

Jeśli ktoś może, niech się podzieli łatwym i szybkim przepisem na zrobienie Czegoś Słodkiego dla spragnionych serotoniny w mroczny wieczór! Ale naprawdę łatwe i szybkie, żeby moje Doktoraty mogły sobie zrobić to same:)

27 listopada 2014

Reszta wzięła się z tego



Jakbyście poszli dalej naszą ulicą Cichą, staniecie na leśnym i łąkowym rozstaju. Takim zupełnie podobnym, do rozstaju z wiersza Frosta:
Opowiem to, z westchnieniem i mglistym morałem:
Zdarzyło mi się niegdyś ujrzeć w lesie rano
Dwie drogi: pojechałem tą mniej uczęszczaną –
Reszta wzięła się z tego, że to ją wybrałem.


Czasem stoimy w życiu na podobnych rozstajach. Nie są jakoś specjalnie dramatyczne, to nie są wybory z rodzaju rzućmy wszystko i wyjedźmy w Bieszczady - nie, po prostu nagle odczuwa się, że jest czas decyzji i ta podjęta teraz pozwoli pójść dalej, wyżej, zrozumieć coś, co do tej pory było zakryte. Na przykład to, że wszystkie wydane tomiki wierszy i wszystkie napisane piosenki nie zastąpią tego, co czuję, gdy patrzę jak Mały miarowo oddycha przez sen o poranku. Kiedy przerwałam pisanie doktoratu na trzecim roku, moja droga Profesor w szczerej rozmowie przy kawie, w uniwersyteckiej kawiarni powiedziała mi ciepło: pamiętaj zawsze o tym, kochana, że masz już trzy doktoraty w domu.
Świat zawsze jest Jedną Drogą i można iść nią, ciągle oglądając się w tył i wyszukując tej drogi niedoskonałości, ucząc serce niezadowolenia i goryczy. A można też w zachwycie iść tą ścieżką, czekając na to, co za zakrętem, dziękując za głosy ptaków, błękit,  za tych, którzy idą z nami, dzięki czemu w ogóle iść warto. Musieliśmy się tu umówić, całą wesołą gromadą, żeby spotkać się na tej Jednej Drodze, w tym czasie i miejscu, posadzić nasze brzozy, wykopać studnię, dać dzieciom dom. Żeby odwiedzać się z przyjaciółmi, pisać sobie ciepłe słowa i odwozić dzieci do szkoły:) Musiałam wybrać tę drogę, żeby słuchać smyczków wiatru na mokradlisku, naciągać Małemu pościel w smerfy i wałkować ciasto, żeby witać Miłego w progu, robić Dużemu kanapki o szarej godzinie i czekoladę dla Średniego, zaspanego jak suseł stulecia. Ktoś inny dzisiaj chodzi przez zaspy pod uniwersyteckim zegarem, ktoś inny jedzie na konferencję "Stanisław Witkiewicz po stu latach". I dobrze, moja reszta wzięła się stąd, że poszłam swoją drogą. Nikt nie zastąpiłby mnie tutaj, nikt nie ścinałby wczoraj zamiast mnie gałęzi wiśni i derenia na grudniowy wianek, nikt inny nie czytałby z Małym Zimy Muminków, kiedy za oknem śnieg z uporem przemalowywałby krajobraz na biało, jak ogrodnicy róże w ogrodzie Królowej. Jaka ożywcza, przyjemna i serdeczna jest to myśl. I jaką daje siłę. Cieszę się, że Bóg po raz kolejny przypomina mi to dzisiaj rano, nie straszna Góra Prania,  od razu weselej pobrzękują foremki na ciastka,  huczy w piecu ogień i konstelacje jemioły na zaokiennych topolach wydają się układać w szeroki uśmiech. Czytam Lewisa, Cztery miłości:

"Jeśli chcesz mieć pewność utrzymania serca w stanie nienaruszonym, nie wolno Ci go ofiarować nikomu(...) Otul je ostrożnie swoim hobby i odrobiną luksusu, unikaj wszelkich komplikacji, zamknij je bezpiecznie w szkatule lub trumnie własnego egoizmu. Ale w tej szkatule - bezpieczne, w ciemności, w bezruchu, bez powietrza – ono się zmieni. Nie będzie złamane, nie, ono stanie się nie do złamania, nieprzystępne, zatwardziałe… Jedynym miejscem poza Niebem gdzie możesz być doskonale zabezpieczony przed wszystkimi niebezpieczeństwami miłości, jest Piekło."

A wiersz Frosta tłumaczył Barańczak:)





25 listopada 2014

Kto pohasa na mustangach słów? Czyli Sto Ukochanych Książek Dla Wszystkich Pokoleń.

Czytaliśmy dzisiaj z Małym stary Elementarz. Tak, ten od Ali, Asa, to lasy, to lisy, za co Morus goni zająca, za ten marny listek kapusty? Pokazywałam mu moje ulubione strony i ilustracje, ukochane i znane na pamięć fragmenty. Wyraził stosowne zdziwienie, że mało samochodów na ulicach, a są za to wozy i fury i konie. Brak komputera i telewizora zaakceptował bez problemu, za to kowal podkuwający konie został przyjęty z aprobatą. Przeczytaliśmy Abecadło, Polak mały, Pawła i Gawła oraz Nieudane zagadki.



Nie mam dzieci tak małych, by mogły się zapoznać z nowym elementarzem, sama przejrzałam go z ciekawości, chichocząc nad: to Emil, Emil ma komputer oraz ciocią, uprawiającą agroturystykę. I tak sobie myślę, że stary Elementarz będę trzymać dla wnuków i prawnuków. Bo to dobra książka była, choć Małego męczyło czytanie tekstów nie drukowanych, a kaligrafowanych na wzór ręcznego pisma. Męczyło może dlatego, że dzisiaj kaligrafia w szkole jest w fazie szczątkowej, a drukowany tekst jest wszechobecny. Tak sobie popijając gorącą czekoladę potem dumałam nad tym, jakie książki powinnam wsadzić w kapsułę czasu i zachować dla kolejnego kalinowego pokolenia. Żeby poczuły je w ręku, pokochały za treść, ilustracje, cały ładunek mądrości i uroku, którego ebookowe wydania nie sięgną w żaden sposób?
Na pewno Baśnie Andersena z ilustracjami Szancera. Mistrzostwo absolutne pod każdym względem. Wszystkie Muminki, szczególnie część o zimie i pływającym teatrze. Sierotkę Marysię. Wiersze Jachowicza i Rupaki. Idzie niebo ciemną nocą i Bajki Brzechwy. Wiersze Tuwima i Pyzę na polskich dróżkach. Serię Poczytaj mi mamo, a szczególnie moją ukochaną Zaczarowaną fontannę Bechlerowej i O Ali, Wojtku, kocie i rysowaniu na płocie Marii Łastowieckiej. Tajemniczy ogród, Mała księżniczka i Pięcioro dzieci i coś. Jeżycjadę i Samochodziki, Tomki i Karole Maye dla starszych, tudzież Verne. Astrid Lindgren w całości, zwłaszcza Braci Lwie Serce. Alicję i Oza. Małego Ksiecia i Pana Kleksa. Na jagody. Pollyannę. Diossosa, Przygody Meliklesa Greka i wszystkie Anie. Narnię. O psie, który jeździł koleją. Pannę z mokrą głową, Szaleństwa Panny Ewy i Szatana z siódmej klasy. Dziadek do orzechów. Chatkę Puchatka. Króla Maciusia. Awanturę o Basię. Rogasia. Piotrusia Pana i Godzinę Pąsowej Róży, Małgosię kontra Małgosię i Donga w oprawie graficznej Butenki. Wróbelka Elemelka i Profesora Gąbkę.

Niektóre książki trzeba przeczytać na pewnym etapie życia, czytane za późno nie stają się już archetypami i nigdy nie uczujemy drżenia serca, gdy otwiera się ukochana okładka. Wiem też, że moja lista jest bardzo subiektywna - mnóstwo moich znajomych uważa wiele z kochanych przeze mnie książek za przestarzałe i nawet nie podsuwa ich dzieciom, z góry zakładając, że jak ma zachwycić, kiedy nie zachwyca. Wszystko rozumiem i nie aspiruję do wyznaczania kanonów, zresztą, w kanonie książek dla dzieci i młodzieży Wyborczej na pierwszym miejscu był Potter;) A Polyannę na internetowych forach czytelniczych co poniektórzy nazywają ramotą;) Jeśli chodzi o książki współczesne, tych jest mnóstwo według mnie i bardzo dobrych - Dahl i cudna Matylda, Ende, Pan Kuleczka, genialne wiersze Strzałkowskiej... A wy co byście zabrali ze sobą w kapsule czasu tak absolutnie koniecznie? Czym ma zaszumieć Małemu papierowa preria, kto pohasa na mustangach słów? Co ma pokochać od pierwszego słowa, pierwszej ilustracji, gdzie ta ścieżyna między pierwszą, a ostatnią stroną, która pozwoli poczuć mu się lepszym, a na pewno mądrzejszym, gdy odłoży książkę na bok i spojrzy na świat? Napiszcie mi! 




Książki, które kochamy

1. Falski, Elementarz
2. Andersen, Baśnie z ilustracjami Szancera
3. Tove Jansson, Muminki, cała seria
4. Astrid Lindgren, wszystko
5. Maria Konopnicka, O krasnoludkach i sierotce Marysi, Na jagody,
6. Danuta Wawiłow, Rupaki
7. Irena Szelburg – Zarembina, Idzie niebo ciemną nocą, Ogród Króla Marcina
8. Jan Brzechwa, Bajki
9. Julian Tuwim, Wiersze
10. Hanna Januszewska, Pyza na polskich dróżkach
11. Helena Bechlerowa, Zaczarowana fontanna, Za złotą bramą, Dom pod kasztanami. Za żywopłotem
12. Maria Łastowiecka, O Ali, Wojtku, kocie i rysowaniu na płocie
13. F. Burnett, Tajemniczy ogród, Mała ksieżniczka,
14. E. Nesbitt, Pięcioro dzieci i coś
15. M. Musierowicz, Jeżycjada
16. Z. Nienacki, Pan Samochodzik, cała seria
17. A. Szklarski, Tomki, cała seria, dodatkowo dla wielbicieli Indian Orle pióro
18. Karol May, cała seria
19. J. Verne, wszystko
20. L. Caroll, Alicja w krainie czarów
21. L. F. Baum, Czarnoksięznik z krainy Oz
22. A. de Saint Exupery, Mały ksiażę i Nocny lot
23. J, Brzechwa, Akademia Pana Kleksa
24. E. H. Porter, Pollyanna
25. W.Makowiecki, Przygody Meliklesa greka i Diossos
26. C. S. Lewis, Narnia
27. R. Pisarski, O psie, który jeździł koleją
28. Makuszyński – Koziołek Matołek, Szaleństwa Panny Ewy, Panna z mokrą głową, Szatan z siódmej klasy, Awantura o Basię
29. Hoffmann Ernst, Dziadek do orzechów
30. A. Milne, Chatka Puchatka
31. J. Korczak, Król Maciuś I
32. Maria Kownacka, Rogaś z Doliny Roztoki
33. Maria Kruger, Godzina Pąsowej Róży, Karolcia
34. W. Thackeray, Pierścień i Róża
35. Ewa Nowacka, Małgosia kontra Małgosia
36. J. Barrie, Piotruś Pan
37. E. Lear, Dong co ma świecący nos, ilustracje Butenki
38. Hanna Łochocka, Wróbelek Elemelek
39. Stanisław Pagaczewski, Wyprawa Profesora Gąbki
40. Maria Kownacka i Zofia Malicka, Dzieci z Leszczynowej Górki
41. Mira Jaworczakowa, Majka z Siwego Brzegu
42. E. Niziurski, Księga Urwisów
43. A. Fiedler, Dywizjon 303
44. Olga Siemaszko, Królewna czarodziejka
45. Spaczil Henryk, Król Jęczmionek
46. Maria Kownacka, Razem ze słonkiem, Szkoła nad obłokami, Wiatrak profesora Biedronki
Skarb pod wiatrakiem. Plastusiowy pamiętnik, Kajtkowe przygody
47. J.Herriot, Wszystkie stworzenia duże i małe
48. Zofia Kossak, Kłopoty Kacperka, góreckiego skrzata
49. G. Morcinek, Czarna Julka
50. Wanda Żółkiewska, Dzikus, czyli wyjęty spod prawa
51. W. Bart, Przygody kołatka
52. J. MortonWielkie przygody małego antykrysta
53. J. Grabowski, Puc, Bursztyn i goście
54. Fiedler, ile się da
55. Centkiewiczowie, to samo
56. Montgomery, wszystko
57. I. Buszkowski, Dziękuje, Proszę, Przepraszam
58. Maria Kruger, Apolejka i jej osiołek
59. Grimm, Stoliczku nakryj się
60. Wiera Badalska, Krasnal Gapcio
61. F. Molnar, Chłopcy z Placu Broni
62. A. Kamiński, Kamienie na szaniec
63. H. Kirst, Tajemniczy przyjaciel
64. Marta Tomaszewska, Tajemnica Białego Pokoju
65. D. Defoe, Robinson Crusoe
66. H. Sienkiewicz, W pustyni i w puszczy
67. W. Gawdzik, Ortografia na wesoło, Gramatyka na wesoło
68. Góra czterech wiatrów, Maria Kann
69. Broszkiewicz, Mój ksiezycowy pech, Długi deszczowy tydzień
70. Dom pod kasztanami z rysunkami Szancera
71. B. Leśmian, Klechdy sezamowe
72. L. J. Kern, Ferdynand Wspaniały
73. J. Korczakowska, Bułeczka
74. Siesicka, co się da
75. Halina Snopkiewicz, to samo
76. Erich Kästner , Mania czy Ania?
77. M. Twain, Przygody Tomka Sawyera
78. L. Krzemieniecka, Z przygód krasnala Hałabały
79. H. Ożogowska, Dziewczyna i chłopak, czyli heca na czternaście fajerek
80. R. Stiller, Narzeczony z morza, baśnie skandynawskie
81. Eleanor Farjeon, Mały pokój z książkami
82. Bajarka opowiada, zbiór baśni
83. Śpiewająca lipka, bajki Słowian zachodnich
84. Natalia Gałczyńska, Firoseta i czary, zbiór baśni znad Morza Śródziemnego
85. Hanna Januszewska, Baśnie polskie, z ilustracjami Siemaszko
86. Janina Porazińska, Kichuś majstra Lepigliny
87. Krista Bendova,Małpeczki z naszej półeczki
88. Jan Grabowski, Puch, kot nad koty
89. Bronisław Długoszewski, Przy kominie o szarej godzinie.
90. Jerzy Ficowski, Gałązka z drzewa słońca
91. P. Travers, Mary Poppins
92. Bahdaj, Uwaga, czarny parasol! Podróż za jeden uśmiech, Wakacje z duchami
93.  Natalia Rolleczek, Kuba znad Morza Emskiego
94. Mary Norton, Pożyczalscy
95. E. Knight, Lassie, wróć!
96. J. Korczakowska, Spotkanie nad morzem
97. Jadwiga Łuszczewska, Panienka z okienka
98. Maria Buyno - Arctowa, Słoneczko
99. Maria Kann, Dujawica
100. Wanda Wasilewska, Pokój na poddaszu

Dziękuję!Jak myślicie, dojdziemy do setki? Sto ukochanych książek dla wszystkich pokoleń:)

24 listopada 2014

Wejście kota



Kotka siedzi na parapecie za szybą, łypiąc na mnie bursztynowym okiem dość wymownie - jakbym nie zrozumiała, to jeszcze łapką pac, we framugę. Chcę wejść! No więc otwieram okno i czekam. Ponieważ teraz odbywa się celebracja Wejścia Kota. Trochę się przeciągnie, trochę otrze o okno - a zza okna wieje, że hej, wzywam świętej cierpliwości, a ona pozuje - łapkę postawi Wewnątrz, Ogon i reszta ciągle na Zewnątrz, a może się rozmyślę? No nie wiem, wchodzić, nie wchodzić? Wchodzi, zamykam okno. 
Za kilka minut Wewnątrz staje się mniej zabawne, niż myślała, więc pora je zmienić na Zewnątrz. Tak więc kabaret - a raczej szekspirowska tragedia marznącej Kaliny się powtarza. Kotka staje w drzwiach i doprawdy, ona nie wie, wyjść czy nie wyjść, oto jest pytanie? Łebek wystawi, powącha, śniegiem pachnie noc, czy to dobra pora dla kota?
- Wchodzisz czy wychodzisz? - pytam, ale to czysta retoryka, bo Ona, Kocia Dama, oczywiście, że wychodzi, ale takie szybkie wyjście byłoby niegodne damy, nieefektowne, tak więc celebruje Przechodzenie Kota, chwilę jest, chwilę znika, jako ta mickiewiczowska dziewoja, co to chwilę go łechce, chwilę znęca, jak mokry jaskier wschodzi na bagnie, jak błędny ognik przepada.
W końcu Kotka jest już na Zewnątrz, oddychamy z ulgą, siadamy przed laptop, poczytać na przykład o urodzinach Kurek - a tu już za szybą błyska bursztynowe oko, już łapka w szybę pac, pac... zimno tu, śniegiem pachnie, wiesz, człowieku? No nie bądź taki, wpuść kota...
I to Niewinne Spojrzenie. Gracja i wdzięk. Koci Machiavelli.

...ludzie tak są prości i tak naginają się do
chwilowych konieczności.
























"Prawdziwy kot zachowuje się tak, jakby  ludzki świat był tym, w którym akurat przypadkiem się zatrzymał w drodze do czegoś być może o wiele ciekawszego”.



Koty nie polują dla zdobycia jedzenia, ale dlatego, że was kochają. A ponieważ was kochają, zdają sobie sprawę, że z jakiegoś powodu zapomnieliście umieścić w swoim domu te wszystkie niewielkie osobiste drobiazgi, które czynią go przytulnym. Starają się więc, by je dostarczyć. Bezgłowe ryjówki są popularne. Jeśli idzie o dodatkowy akcent kolorystyczny, nic nie przebije miniaturowego zestawu wnętrzności. Dla lepszego efektu obiekty takie najlepiej zostawić gdzieś, gdzie przez kilka dni nie zostaną wykryte, dzięki czemu zyskują szansę rozwinięcia własnej osobowości.”


„Jakie inne zwierzę może liczyć na karmienie nie dlatego, że jest pożyteczne, że pilnuje domu albo śpiewa, ale dlatego, że kiedy się je nakarmi, to wygląda na zadowolone? I mruczy. Mruczenie jest bardzo ważne. Mruczenie wygrywa za każdym razem.”

Cytaty - Pratchett, "Kot w stanie czystym"


 

"Prawdziwe koty nigdy nie jedzą
z miseczek (a przynajmniej z takich,
które są oznaczone DLA KOTA).

 
Prawdziwe koty nigdy nie noszą obroży przeciw pchłom...
ani nie pojawiają się na kartkach urodzinowych...
ani nie gonią niczego, co ma w środku dzwoneczek.


Prawdziwe koty jedzą tarty. I podroby. I masło.
I wszystko inne, co zostanie na stole. 

Potrafią usłyszeć
otwierające się drzwi lodówki dwa pomieszczenia dalej.
Prawdziwe koty nie potrzebują imion.
Ale często imionami są nazywane.
"Aarghwynochastądtydraniu" świetnie się nadaje. "

23 listopada 2014

Elfy noszą mitenki


Na szczególną prośbę, cudownie zrobione przez  Caitlin Liadan, mitenki i poncho dla Wrzosowego Elfa. Elfy marzną w listopadzie, tęskno im za latem, leśnymi polanami i ciepłem słońca, tak więc Caitlin poratowała nas w ostatniej chwili:) Serdecznie dziękujemy, a Duży wykonał Elfią i mitenkową, wrzosową sesję na mojej ulubionej, niebieskiej ławce, którą kiedyś pięknie wysnycował mi Miły.




 

Jest jakiś czar na wrzosowisku,

gdzie druidycznych muzyk tony

błąkają się, gdzie szare płaszcze

szumiały pośród wzgórz zielonych. 

 

J.Keats

22 listopada 2014

Narnia i tort cynamonowo - bezowy


Poranek, sobota, 22 listopada, jeśli by ktoś miał wątpliwości. Narnijski  świt w bieli i śniegu tak baśniowym, że trzeba dotknąć puchu, by uwierzyć.



Wejście do domu - ani ścieżynki, biel i kraina królowej śniegu.


Ulica Cicha, zaraz za bramą.



W zaczarowanym zimą ogrodzie  czarują przymarzłe chryzantemy. Jest tak cicho, jakby aniołowie przechadzali się między brzozami na palcach. Kotka nadal nieufna - nic dobrego z tego zimnego, białego nie będzie, lepiej trzymać się z dala...
Za to Mały z zapałem turla bałwana, pakuje się z sankami na górę zgarniętego przez Miłego śniegu, straszliwie mokry, straszliwie szczęśliwy, ten błysk oczu, gdy radość paruje z niego... Dzieci uczą mnie kochać zimę.




Zdjęcia bułeczek cynamonowych wyszły mi nieostre, wybaczcie i poczekajcie, zrobię następne:) Za to dzisiaj tort bezowy dla mojej siostry Tini, z okazji połowy ciąży i badania - to będzie dziewczynka! Będę szczęśliwą ciocią:)



Przepis na tort podejrzałam TU - polecam wam z całego serca, pyszności!

20 listopada 2014

Ulepimy dziś bałwana?


To mniej więcej zobaczyłam po obudzeniu się; za oknem sypialni brakowało tylko narnijskiej latarni i pomykającego między świerkami fauna. Śnieg spadł w nocy, a w tej szarości przedświtu, gdy Duży krzątał się, szykując do wyjazdu - było tak cicho, jakby cały świat wstrzymał oddech z niedowierzaniem. Jak to, już?




Co to jest, to białe? Chyba nie myślicie, że postawię na tym choć jedną łapkę? To jakiś żart, prawda?


- Ulepimy dziś bałwaaana? - podśpiewywał Mały, siorbiąc swoje kakao i rozradowanym wzrokiem popatrując przez szybę. Aż mi się gardło ścisnęło, nie, żebym nie popłakiwała na filmach Disneya, zdarzało się, ale cieniutki głosik dziewięciolatka, podśpiewujący tak ufnie -

Ulepimy dziś bałwana?
No chodź, zrobimy to...

No więc czym prędzej upakowałam ich wszystkich, z plecakami, kanapkami, zamieszaniem - mamo, dziura w rękawicy, mamo, kup mi nowe buty do szkoły!
I zostałam sama ze śniegiem, gotującymi się warzywami na pasztet, rosnącym ciastem drożdżowym i melodią Last Christmas, którą Średni włączył mi, wychodząc z domu. Jestem wyrozumiała, bo gdy  byli mniejsi, to sanki ustawiali z nadzieją tuż przy dyniach na tarasie już w październiku. Niech będzie już Last Christmas.
A to półka, listopadowy prezent od Miłego, z drewna świerkowego, sklejona pięknie, pomalowana na kolor białego wina. Duży kręci nosem, że nie zrobi zdjęcia, bo mało światła. Skąd ja mu wezmę dużo światła w listopadzie? No więc zdjęcie ciemnawe, ale widać częściowe zbiory kalinowej porcelany z różami i Cud Półkę.


Maselniczka przyjechała z Piecek, z targu staroci.

 Pachną jabłka, przymrożone pokroiłam na dżemik i zapiekam. Dzisiaj mam dużo domowych planów:) A potem pokażę wam jak zrobić prawdziwe, kresowe, cynamonowe  bułeczki drożdżowe, tu nazywane - pluszki. Nauczyła mnie mama Miłego, pyszność prawdziwa!




19 listopada 2014

Nie ma ważniejszych spraw. Pierwszy śnieg.

Spadł dzisiaj rano. Mały z błyskawiczną szybkością znalazł się na dworze, by wypróbować antyśniegowe rękawice - ja MUSZĘ dotknąć śniegu, mamo! Zachwyt w małym gardziołku, pierwszy tego roku czerwony nos i zmarznięte policzki, pierwsze ślady małych bucików na tarasie, oprószonym kilkumilimetrową warstewką eterycznego puchu.


A ja patrzyłam na niego i musiałam, po prostu musiałam patrzeć, tupiąc w papuciach i szlafroku przy zimnej szybie ganku. I tak za wiele przegapiłam jego zachwytów i zdziwień, radości i smutków, bo akurat byłam zajęta ważnymi sprawami dorosłych. Tyle, że teraz, u progu czterdziestych drugich urodzin, wiem, że nie ma ważniejszych spraw, niż wyglądanie przez okno, jak  mały ludzik tupie z uciecha po zamarzniętej trawie, liże pierwszy śnieg wysuwając różowy jęzorek, by pieczołowicie pozwolić rozpuścić się śniegowej pacynce.
 Nie ma ważniejszych spraw, niż poranna kawa z Miłym, gdy świat dzieli się smużką pary znad filiżanki na dwie asynchroniczne połowy - naszą, tutaj, i tą mniej ważną, tam. 
Nie ma ważniejszych chwil, niż próba upakowania niechętnego Średniaka w zimową kurtkę, włóż, bo zmarzniesz! Ale ta mi się nie podoba. Jest dobra, po Dużym, ciepła, czarna, jak lubisz! Ale ja właśnie nie lubię czarnego, odpowiada mój syn, wkładając CZARNĄ, cienką, jesienną i wiatrem podszytą wiatrówkę.
I nie ma ważniejszych chwil, niż robienie mleka z miodem dla podziębionego Dużego, który właśnie napisał kolokwium z psychologii społecznej i już też wie, co to jest dysonans poznawczy.
W Kalinowie pierwszy śnieg, króliki zapakowane do ciepłej piwnicy, kota gdzieś poszła, nie wróciła po nocy - troszkę się niepokoimy, tak to już jest, jak człowiek da się kotu oswoić.

Dzisiaj się dowiem, czy z moim żelazem już lepiej, będą wyniki.
No i pora otworzyć ptasią stołówkę, najwyższy czas, sikorki w cytrynowych kamizelkach już patrzą na mnie z wyrzutem co ranka zza okna sypialni. 
Jak wrócę z miasta, będę piec ciasteczka migdałowe.
Bo nie ma ważniejszych spraw:)


Zdjęcie stąd

17 listopada 2014

Dom i sad

 


Siadam w jasnej kuchni, w szarej godzinie między dniem a wieczorem i rozmawiam z domem. Jest jak wielki kot, wyczuwa moje nastroje, wie, że dzisiaj musi być dla mnie dobry, więc aby mnie pocieszyć, daje mi prezenty - bursztynowe światła, nową półeczkę w kuchni, smużkę pary nad filiżanką herbaty. Lubię chodzić po domu,  opatrywać skaleczenia meblom, wycierać policzki okien, poprawiać zielone fryzury parapetowych piękności. Tu storczyk do reanimacji, tu poręcze fotela do obszycia, płaszcz Dużego bez guzika, plama po kakao, niechciany pająk w kącie, uparcie tkający nadzieję na jutro bez ścierki. Czasem dom ma ochotę na figle, podstawia mi nogę czającym się mopem, chowa igłę z nitką, wspólnie z pralką układają kidnaperski plan porwania skarpet do pary, czasem jest poważny i majestatyczny jak fryzura Małego - widzisz, mamo, jakie mam włosy po odżywce? Majestatyczne!
Dzisiaj dom po prostu siedzi ze mną, mruczy zmywarką jak kot, słucha moich opowieści i pozwala mi na odrobinę smętka.
Sad dziadziusiów zostanie wycięty, drzewa, sadzone w 47 roku, nie rodzące już niczego, przeniosą się do lepszej krainy, gdzie każde jabłko trwa wiecznie. Tak dziwnie mi z tym - bo to ja wspinałam się na stare, kochane gałęzie antonówek, koszteli, kantówek, oliwek, renet...
Nie będzie czereśni, na którą zagnał mnie babciny kogut, nie będzie moreli, papierówek i kwitnącej renklody. Tak musi być, taka kolej rzeczy, ten, kto kocha, powinien dzielić los tego, kogo kocha, więc drzewa idą za Babcią i Dziadziusiem, ale ja stoję w tej zielonej trawie wspomnień i staram się zatrzymać uciekający las birnamski. Nie mogę, wiem - muszę wypuścić każde drzewo, pozwolić im odejść, z driadami, słowikami i plamami złotej żywicy, z której robiłam korale. Może jutro będę mieć na to siły, opowiadam domowi, ale dzisiaj powędruję jeszcze z wiśniami za ręce, dobrze?
Jutro jest się zawsze dzielniejszym, niż dziś.
Poza tym wszystkie dobre myśli ślę dzisiaj swoim siostrom, one wiedzą dlaczego. Przytulam was, kochane. Pamiętacie, jak siedziałyśmy na czereśni?
Tu, przy naszym domu, owocowe drzewa są jeszcze młode - przywieźliśmy je z targów w Szepietowie, zasadzili troskliwie. Drzewa na targu przypominały mi róże z Małego Księcia- nikt ich nie kochał i one nie kochały nikogo. Te, które zostały wybrane i dotarły do Kalinowa, oswoiły nas, a my oswoiliśmy je. I teraz zyskaliśmy coś ze względu na kolor liści i pamięć o babcinych czereśniach. Ale trzeba lat, dziesiątek lat, tak jak z domem, by zadzierzgnęła się przyjaźń i miłość absolutna. One wysilają się dla nas, dając najsłodsze owoce, cierpliwie wytrzymają czeredy wspinających się małych Indian, koty, szukające azylu przed Brutusem - Parówą, my okadzamy je od mszyc, wabimy pszczoły, celebrujemy hanami, kochamy od korzenia po najmniejszą gałązkę. Mogę powiedzieć- coś z tego będzie. Ale drzewa z dziadziusiowego sadu były jak cierpliwi druidzi, mnisi z absolutnym zen doskonałego zrozumienia, medytujące zielone góry, drzewa, które były od zawsze na zawsze.
I to brzmi jak tytuł ckliwego filmu katastroficznego - Zawsze kończy się Dzisiaj.
Tak więc siedzimy, ja i dom, on słucha mnie, obejmując ciepłem lampy, głosami dzieci, zapachem czekolady i snu, koronką jaśminów za szybą.
Jak dobrze, że jest.





15 listopada 2014

W kuchennym fartuchu jest moc.

Dzisiaj będzie o fartuchach i fartuszkach. Bo jest to strój szamański, niezwykły i eteryczno - archetypiczny, coś między sacrum Eliadego a teatrem Goffmana. W kuchennym fartuchu ukryte są kobiece sekrety - wędrujemy w nim od małej dziewczynki, przez podlotki z warkoczem, krzątające się kobietki mamy, aż po ukochaną babcię, w którą można się wtulić, by poczuć zapach szarlotki. Jest to jeden z bardziej kobiecych i ukochanych  przeze mnie strojów, choć bardziej to dla mojej babskiej duszy uniform, elfi i wróżkowy mundur, w którym jako kobieta stawiam czoło światu. Kiedy mam fartuszek, jestem Wodzą (odmiana wodza, ale bardziej bojowa) mojej kuchni, świat staje się oswojony, jak łaszący się do nóg kot, a moc jest ze mną. O tak, moc kuchennego fartuszka...

„Ryba Filifionki była gotowa punktualnie o drugiej. Kryła się w wielkiej, dymiącej, przyrumienionej zapiekance. W całej kuchni pachniało jedzeniem kojąco i przekonywająco. Kuchnia stała się rzeczywiście kuchnią, bezpiecznym miejscem gdzie roztacza się opiekę nad wszystkim, tajemniczym sercem domu, jego najgłębszym wnętrzem, gdzie nic nie grozi”. 

"Mama poszła do kuchni, żeby zagotować wody z sokiem.
- Tam jest nie pozmywane – zawołał Muminek żałośnie.
-Dobrze dobrze – powiedziała Mama. – wszystko się zrobi. "

"Filifionka sprzątała. Wszystkie garnki, jakie tylko były, stały na kuchni i grzała się w nich woda, szczotki, ścierki i miski, tańcząc wyskakiwały ze swoich szaf. Poręcz werandy zdobiły przewieszone przez nią dywany. Odbywało się kolosalne wręcz sprzątanie, największe jakie ktokolwiek kiedykolwiek widział. tamci stali wszyscy w ogrodzie i dziwili się widząc jak Filifionka wpada i wypada, wychodzi i wraca, z chustką na głowie, w fartuchu Mamy Muminka tak dużym, że okręcona nim jest trzy razy.(...)O zmierzchu wszystko znalazło się na swoim miejscu – czyste wybłyszczone i wywietrzone, a zdziwiony dom patrzył na wszystkie strony przez świeżo umyte okna. Filifionka zdjęła chustkę z głowy i powiesiła fartuch Mamy Muminka na odpowiednim kołku."

Nigdy mi się nie sprząta tak dobrze, jak w fartuszku. Jak miło wytrzeć zamączone lepieniem ciasta ręce o kolorowy perkal. W kieszonce fartucha chowają się znalezione na dywanie czy szafkach drobne monety, klucz, pendrive, spinka do włosów, wizytówka, koralik jarzębiny, kasztan spod chłopięcego łóżka. Kobiety szyły i szyją sobie fartuchy, bo to alegoria domu, to poemat bez słów, to strój ogarniającej świat, silnej i kruchej zarazem mamy, która pomiędzy ciastkami, pyrkoczącym rosołem, tomikiem Achmatowej czy Mussetem staje na przeciw wilkom tego świata... Tak, teraz Pratchett:)

"W Lancre zawsze rodziły się mocne, zdrowe kobiety. Lancrański farmer potrzebował żony, która bez trudu własnym fartuchem zatłucze wilka na śmierć, gdy spotka go podczas wycieczki do lasu po drewno."

Fartuchy są piękne. To nie stylizacja, to nie przebranie, to materializacja kobiecego ducha w kuchni, coś jak czary Mary i Dicka z Tajemniczego ogrodu. Mama Muminka w pasiastym fartuchu jest dla mnie taką samą ikoną prawdy jak cudowna Zuzanna Sowerby, mama Dicka.

"Mary schyliła się i zaczęła z zapałem całować kwiatki(...) Dick uśmiechnął się:
- O Boże! Nieraz tak całowałem matkę, gdy wracałem z wrzosowiska po całodziennej bieganinie, a ona stała w drzwiach, oblana słońcem, taka pogodna i dobra!"

Kochajmy fartuszki. Nośmy. Wyciągnijmy z szafy. Im więcej fartuszków, tym lepiej!
A teraz parada.


I po tym fartuszkowym wstępie pytanie tendencyjne, do osób uzdolnionych i rozumiejących potrzebę posiadania fartuszka: KTO uszyje mi coś takiego, jak na zdjęciu niżej? Bo mnie zauroczyło kompletnie...


P.s. Troszkę przymrużam oko w tym poście, pisząc o archetypach i Goffmanie, a tym bardziej Eliade w fartuszku..:)

Ps2. Duży zdał dzisiaj prawo jazdy, za pierwszym podejściem, błędów zero. Teoria też 100%, czyli mam drugiego kierowcę w domu! Hura, hip hip:)