29 kwietnia 2012

Zawilcowy Las


Miejsce absolutnie urocze; rowy, pełne przylaszczek, a potem poziomek, pokryte igliwiem dukty, wysokie świerki, całe mrowie leśnego drobiazgu: czeremchy, trzmieliny, leszczyny..
 Rytuał odwiedzania lasu na rowerach w celu podziwiania tychże, jest niezmienny co roku. W tym roku natura dała nam dodatkowy prezent; 30 stopni w cieniu, toteż 6 km wyprawa do lasu była dla Małego prawdziwym wyzwaniem. Ale poradził sobie, miał butelkę z woda i pił z namaszczeniem co kilka minut. Mały lubi rytuały, więc zatrzymywaliśmy się co jakiś czas, ja czekałam, Mały popijał z godnością i znów jechaliśmy dalej.
Las zawilcowy miejscowi zowią Borkiem.
- Mamo, a drzewa mają duchy?
Wyjaśniłam, że mają, opowiedziałam o driadach i innych leśnych istotach, zeszło nam na wierzenia Indian, potem Słowian, w międzyczasie Mały robił zdjęcia mnie, a ja Małemu i zawilcom.

A wieczorem oczyszczaliśmy oczko, ja sadziłam bratki, Mały w ekstazie odkrył w oczku ropuchę i  co chwila słyszałam jego błogie okrzyki:
- Mamo, ja dotykam żabę! Dotykam ją!
- Czym?
- Patykiem..
Jednym słowem wiosna. Kuchnia letnia już posprzątana, warzywa posiane, kartofle posadzone, teraz bierzemy się za szklarnię i wzniesione rabaty ziołowe. Pozdrowienia z wiosennego Kalinowa:)




27 kwietnia 2012

Otwarcie sezonu wiosennego, pierwsze ślimaki za płoty

Melduję wiosnę.


Przyszła, przyszła! Z dzwoneczkami, z głosami trąb. Dzwońce za oknem szaleja juz po 4 rano, niebo jak lazurowa chustka pana Boga, zieleń- zieleń piękna jak szmaragdy, a mnie pochłania zupełnie.
Wzeszły mi zioła, wzeszły byliny, łubiny, bodziszki, orliki, maki. Jutro zaczynamy sianie warzyw, zagonek już zorany. Leżałam dzisiaj na trawie, gapiąc się w chmury i czułam szczęście.
Wiecie, że wystarczy powąchać młode liście czarnej porzeczki, by osiągnąć nirwanę? Przynajmniej u mnie...

               


10 kwietnia 2012

Wielkanoc Kaliny, leniwa wiosna i problemy z bocianem


Pozdrawiam wszystkich wielkanocnie. Długo się owa Wielkanoc skradała, długo się sprzątało, szykowało, a teraz już minęła. Wyszliśmy dzisiaj z Małym na dwór i maluch sceptycznie obejrzał ledwie wyłażące z ziemi zawiązki tulipanów.
- Leniwa jakaś ta wiosna...
Ano fakt, nie da się ukryć. Ani pączek nie rozwinięty na bzie, ledwie bazi trochę, krokusy marne, trawa nadal żółta, zimowa. Rano minus osiem, jak ma to rosnąć?
Za to boćki są. Ale nie na naszym gnieździe. Dwie posesje dalej, na stare gniazdo cioci Wiery przyleciały i  prowadzą łupieszczą politykę kradzieży patyków z naszego gniazda. Na własne moje i Małego oczy widzieliśmy, jak bocian z Tamtego gniazda przyleciał na Nasze, nabrał w dziób patyków i zadowolony, poleciał skubany do siebie. Poskarżyłam się mężowi, ale mi uświadomił, że to rozsądna polityka budowlana.
- Nie dość, ze zdobywa darmowy surowiec, to jeszcze uniemożliwia zasiedlenie się potencjalnemu rywalowi.
Próbowalismy pokrzyczeć z Małym, ale nas ignorował.
- Oddawaj nasze patyki!- Mały starał się jak mógł- Ty kradzieju!
Niestety, niestety.
"Milcząc, żwawo jedli", jak nasz wieszcz pisał. No, żwawo kradli. A potem klekotał paskud.
Ale i tak go lubimy:)